wtorek, 12 sierpnia 2014

Trening życia

Well, well, well...

Gdyby ktoś mnie zapytał co trenuję, odpowiedziałabym... anoreksję.

Poniedziałek: rower 8km +basen 1km+rower 8km + ABS workout
Wtorek: rower 8km +basen 1km+rower 8km + ABS workout
Środa: rower 8km +basen 1km+rower 8km + ABS workout
Czwartek: rower 8km +basen 1km+rower 8km + ABS workout
Piątek:rower 8km +basen 1km+rower 8km + ABS workout
Sobota:  bieganie 10-15km + ABS workout
Niedziela: ABS workout

Efekty? żadne. Nie chudnę. Zamieniam się w człowieka-łydę.

Przedwczoraj miałam bardzo ważny trening.. życia.
Jak ja to mówię "zaczął łapać mnie smutek", ten "paraliż", który uniemożliwia mi wstanie z łóżka,  wypowiedzenia słowa. Staję się myślącą roślinką, która nie ma władzy nad swoim ciałem. W prawdzie mogę się ruszyć, ale nie nie mogę.
Sugerując się tym, że wysiłek fizyczny wyzwala endorfiny (a przy okazji spala kalorie) postanowiłam iść biegać. Założeniem było jakieś 12km, a potem zobaczymy co dalej. 500m od bloku brzuch wydał ból.. "No oczywiście, teraz mnie zacznie boleć brzuch, jak ja akurat wyszłam biegać". Stwierdziłam, że przestanie, przecież nie takie bóle wytrzymywałam. 1,5 km później mogłam skręcić do domu. Ból był różny, raz mocniej potem słabiej. "Dam radę" -pomyślałam -  "Zrobię tylko 7km". 
500 metrów później żałowałam tej decyzji. Bieganie było zbyt ciężkie, maszerowałam. Chwilę później myślałam, że nie dojdę do domu. Próbowałam podbiec.. nic z tego. Trzeba było skulić uszy i... poddać się. Lexi, która wiecznie musi: lepiej, więcej, szybciej, mocniej... najlepiej, musiała powiedzieć sobie "dość", "NIE WYGRAM".
Wstyd, że idę, zamiast biec. Wyglądam, jakbym nie dawała rady... nie wzbudzam podziwu przechodniów. Nie mam czym się popisać. Ze spuszczonym wzrokiem wracam do domu. Cud, że doszłam.
 Czasem trzeba się poddać. Dostałam od życia po dupie.
Lexi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz