niedziela, 5 sierpnia 2012

Kroki

Kocham tak siedziec na balkonie i myśleć. Słucham kroków i określam ich charakter- śpiesząca się pani na obcasach koło 30-40 lat, dwóch kumpli w japonkach wybierających się tylko na chwilę do sklepu, za pewne po piwo, dwóch chłopców i dziewczynka na hulajnodze, którzy już zaraz odliczają dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden, SZUKAM! Słucham głosów z telewizorów sąsiadów oglądających Igrzyska Olimpijskie, a następnie ich okrzyki radości, bądź zdenerwowania. Jedyne co mi tutaj nie pasuje to dźwięk, bo na szczęście nie jakiś wielki hałas, przejeżdżających samochodów. Czasami słysze mocne hamowanie, wtedy w napięciu czekam na efekt- *bum*- lecz (i dzięki Bogu) nigdy go nie usłyszałam.
Siedzę i marzę o kuchni. Takiej nowoczesnej z dużymi szufladami w szafkach i takimi mniejszymi na słoiczki z przyprawami ze wszystkich stron świata. Wszystko byłoby w przezroczystych pojemnikach-makaron każdego rodzaju, płatki, mąka.
Mam problemy, o których chce porozmawiać, ale nie chce nikomu ich mówić. Kiedy widzę osobę w podobnym stanie w jakim ja jestem teraz staram się jej pomóc i wyciągnąć z niej ból. Szkoda tylko, że nie moge zrobić tego sama ze sobą i, że nie znalazłam takiej osoby, która byłaby taka jak ja (tylko w tej sprawie).
Życzę Wam, abyście znaleźli taką osobę, która ułatwi Wam problemy.
Buziaki, Lexi.

sobota, 28 lipca 2012

Robotyzm

Wychodzisz z domu. Przechodzisz przez próg i nakładasz sztuczny uśmiech, który przez cały dzień będzie Cię uwierał.
Nie chcesz pokazać ludziom, że jesteś zwyczajny, słaby, bezsilny, dokładnie taki jak wszyscy. Chcesz żyć w przekonaniu, że jesteś inny, lepszy, silniejszy. Dlatego nie przeszkadza Ci ból, który zadaje Ci uwierający uśmiech.
Czemu ideał, do którego dążymy to robot- sku*wisyn, który ma wszystkich i wszystko w dupie, nigdy nie płacze , jest wiecznie uśmiechnięty i nie ma uczuć? To smutne, że myślimy, że takim trzeba być, aby nie dać się zniszczyć na tym świecie.
Tak samo z egoizmem... bądźmy egoistami, bo inaczej się nie da w dzisiejszych czasach- no chyba jednak nie. Nie zrzucaj winy na czasy czy cokolwiek innego. Jeśli podejmujesz decyzję o tym jaki będziesz, czy też jaki nie będziesz, to tylko i wyłącznie Twój wybór i Twoja wina.
I to jest słabość, nie płacz czy brak sztucznego uśmiechu, tylko egoizm i 'robotyzm'. Uwierz mi- każdy to potrafi. I chwalenie się jak to dobrze potrafisz ukrywać emocje jest co najmniej żałosne... tak na prawdę Tylko silny człowiek zdobędzie się na pokazanie tego co ma w środku.
Odwagi ludzie, odwagi...
Lexi

wtorek, 10 lipca 2012

Niewystarczająco


Patrząc na siebie mogę zanotować moje spostrzeżenia w kilku punktach:

  • niewystarczająco chuda (przy niedowadze),
  • niewystarczająco ładna,
  • niewystarczająco kobieca,
  • niewystarczająco wysoka,
  • niewystarczająco krągła w piersiach,
a bez lustra stwierdzić mogę też najróżniejsze niewystarczające cechy charakteru czy osobowości.

Całe swoje życie skupiam  na punkcie, który nie bez przyczyny pojawił się pierwszy. Myślę o tym przez całe dnie, więc nic dziwnego, że najszybciej wpadł mi do głowy, wyliczając moje wady.
W nawiasie napisałam "przy niedowadze", aby zaznaczyć, że wcale nie jestem gruba i o tym wiem. Jestem po prostu niewystarczająco chuda i już zawsze taka będę. W tym temacie nigdy mi nic nie wystarczy, żadna wystająca kość, żadne omdlenie z wygłodzenia, żadna łza moich znajomych, to tylko buduję i karze dalej w to brnąć.
Przygodę w sumie zaczęłam niedawno i, choć wiem, że to mało, schudłam w trzy miesiące 7kg. Ale uwierzcie, im się jest chudszym tym trudniej chudnąć.
Jednak los, a może Bóg, chciał, żebym skończyła się katować fizycznie, co jednocześnie rozpoczęło mękę psychiczną.
Ale koniec. Nie chce zapychać tego bloga tego typu wyznaniami. Mówiąc o tym chciałam tylko zaznaczyć, że nigdy nie będziemy wystarczająco dobre w żadnej dziedzinie. Zawsze można być lepszym. Jeśli chodzi o ciało to trzeba po prostu zaakceptować to jakim się jest. Przynajmniej tak mówi każde babskie pismo i każdy 'świetny' psycholog.
Znam ludzi, którzy na prawdę nie mają kompleksów, ale nie wiem czy chciałabym być jednym z nich.

Ostatnio po prostu staram się rozwijać te cechy, które mogę. Przez całe moje życie nieustanie słyszałam tylko negatywne opinie o moim śpiewie, a tu nagle na niewielkim koncercie, gdzie miałam dosłownie jedenastu wyrazową  solówkę,  zostałam zauważona i skomplementowana przez nie byle jakiego człowieka oraz kilku innych trochę mniej znaczących ludzi. Od jego słów naprawdę chciało mi się płakać:
"Bycie małym zobowiązuje. Mimo tego, że byłaś z nich wszystkich najniższa, zaśpiewałaś najgłośniej. Jesteś mała, a wielka. Pamiętaj o tym."
Takie słowa na prawdę budują wiarę w swoje możliwości i w siebie.
Chciałabym móc rozwijać się bardziej, ale to wszystko tak bardzo kosztuje...
Lekcje śpiewu, jazz, hip-hop, zajęcia z aktorstwa- jak mam się kształcić kiedy cena tego przekracza ludzkie pojęcie. Zostałam zaproszona przez instruktora śpiewu na obóz. To jest spore wyróżnienie, gdyż nie wybiera byle kogo. Ale nie stać mnie, żeby zapłacić 2 tyś złotych, nawet za tak profesjonalne lekcje.
Kilka lat temu postawiłam sobie za cel  "OSIĄGNĄĆ SUKCES", wtedy obojętne mi było, czy zostanę świetną chemiczką, wymyśle lek na nieuleczalną chorobę, czy zmienię świat kina, chciałam po prostu, aby moje istnienie na świecie coś zmieniło, abym coś do niego wniosła. A teraz wiem, że teatr to moja pasja. Kiedy wychodzę na scenę, jestem w innym świecie, jestem innym człowiekiem. Kiedy tańczę czuję coś, czego nie czuję stojąc. Taniec mnie otwiera. Czasem po niby zwykłym kawałku choreografii zaczynam płakać, ale to dlatego, że żaden kawałek choreografii nie jest zwykły. A śpiew uwalnia duszę i przekazuje wszystkie emocje, których nie potrafiłabym przekazać mówiąc.
Ale nie jeszcze nie potrafię wystarczająco tańczyć, śpiewać czy grać. Chcę się nauczyć robić to jeszcze lepiej. Szkoda, że to tyle kosztuję, szkoda, że nie urodziłam się w bogatszej rodzinie. Ale przecież to nie może być moją przeszkodą. Trzeba znaleźć jakiś sposób na osiągnięcie celu. Nie drzwiami, to oknem.
Młodzieżowa Agencjo Pracy- nadchodzę.

Najlepszego, Lexi.

P.S. Bardzo długo myślałam czy publikować tą notkę, gdyż może dawać inny obraz mnie, niż w rzeczywistości jestem. Ujawniłam to, że nie jestem dorosła i kocham tańczyć, śpiewać i grać aktorsko. To daje piękny obrazek małej dziewczynki marzącej o byciu sławną gwiazdką disney'a. Na całe szczęście ten obraz jest chyba namalowany w negatywie, bo to zupełne przeciwieństwo mnie. Jeśli tak zostanę spostrzeżona to będzie mi z tym źle, ale nie mam już na to wpływu.


czwartek, 14 czerwca 2012

You make me feel like an insect

Pokrzywdzona przez świat i ludzkość. Każdego dnia ból  boli tak samo.
Przyjaciel-przyszły wróg?
Teza dość mocna, ale ile razy sprawdzona... każda kolejna osoba, do której się tylko zbliżyłam rani mnie bardziej i bardziej.
Może to ja. To we mnie jest wina.
Ciężko jest się cieszyć, nie mając z kim dzielić radości. Ciężko jest płakać nie mając na czyim ramieniu.

Parę godzin później...

Drogi świecie ogarnij się i poczuj radość.
Poszłam ze znajomymi na kawę wiedząc, że nie mamy kawy. Przeobraziliśmy się w dzieci grając w 'brutalne i krwawe' gry. Trochę śmiechu nikomu nie zaszkodzi.
Przez chwilę byliśmy sam na sam. Szkoda, że nie w celu szczerej rozmowy, a bardziej 'bijatyki' i giglotek z podtekstami.
spokojnie, bo dzień już się skończył i zaczął się nowy. Ciekawe, które oblicze obudzi się we mnie o 6 rano, a które o 12. I tu zaczynam rozumieć czemu wszyscy mówią, że mam wahania nastroju...
dobranoc, Lexi.

środa, 16 maja 2012

Pragniemy niemożliwego.


Treść i uczucia, które przekazuje mój ostatni post Daltonizm.., sprawia, że nie chce pisać nowego, gdyż tamten nie będzie pierwszy i nowi czytelnicy zapewne go nie przeczytają.
Jeśli chodzi o tego kolegę, to ostatnio często ze sobą rozmawiamy. Staram się skierować go na drogę do szczęśliwego życia, a przynajmniej szczęśliwszego niż ma obecnie. Chcę pokazać mu światełko w tunelu. Chcę dojrzeć iskrę w jego oczach.
A tak z innego tematu... Pewnie wielu z was cierpiało, gdyż pokochaliście kogoś bez wzajemności. A zastanawialiście się kiedyś co ma zrobić ta druga osoba? Przecież nie da się tak po prostu kogoś zacząć kochać, tylko dlatego, że ta druga osoba tego pragnie. To nie tak, że nie chcemy jej szczęścia. Czasem po prostu się tak nie da. Nie da się kochać kogoś na siłę. Albo czujemy do kogoś miłość albo nie. Inna sprawa, że często zdarza się tak, że możemy tą wzajemność wzbudzić. Szkoda, że... czasami... 
Zauważyłam też, że dużo bardziej pragniemy czegoś, gdy nie możemy tego mieć. Na przykładzie znajomości mojej i mojego innego kolegi: gdy ja na prawdę się na niego pogniewałam (mniejsza o co) on mógłby zrobić wszystko, aby mnie z powrotem odzyskać. Gdy sprawa się nieco ułożyła, zaczęłam dostrzegać, że już mu tak bardzo nie zależy. Właściwie u mnie było tak samo, gdyż kiedy stwierdził, że za bardzo, go to wszystko rani i chce zerwać wszelkie kontakty ze mną, ja zaczęłam walczyć. Oboje siebie wywalczyliśmy, a teraz właściwie żadne z nas z tego nie korzysta. Oboje nie wyobrażamy sobie życia bez siebie, choć właściwie jesteśmy z innych światów i tylko w pewnym sensie stanowimy cząstkę świata tej drugiej osoby. Dodam tylko, że jest to bardzo skomplikowana znajomość i właściwie to chyba nawet mogłabym o tym napisać książkę.     
A inny przykład znów wiąże się ze wspomnieniami. Dawno temu jechałam z tatą samochodem. W drodze oglądaliśmy piękno Warszawy. Mój tata wychowywał się na wsi, tak samo jak moja mama. Powiedział mi, że gdy był mały i był pierwszy raz w Warszawie zachwyciły go te wszystkie kolorowe neony i ta nowoczesność. Rozśmieszyło mnie to, przecież nie ma w nich pięknego. Dla nas teraźniejszych, te zwykłe neony są niczym, na co zwrócilibyśmy uwagę. To tylko neony. Dla kogoś kto nigdy tego nie miał i na daną chwilę nie mógł tego mieć, było to czymś wyjątkowym. Natomiast ja odpowiedziałam mu, że gdy jeździmy do babci to ta stodoła, zwierzęta, przestrzeń, pole, żniwa, jeżdżenie traktorem czy kombajnem jest takie piękne, fascynujące i niezwykłe. A dla niego? To była codzienność, nic takiego. Nawet tego nie lubił. 
Zawsze nas ciągnie do tego, czego nie mamy. Tacy już jesteśmy, wszyscy tacy sami...
Strasznie dziękuję za wszystkie komentarze i obserwacje! Dopiero zaczynam i każdy czytelnik jest dla mnie bardzo ważny.
Buziaki, Lexi.

poniedziałek, 14 maja 2012

Daltonizm...



Czasami przeraża mnie to co czują moi znajomi.
Tak wiele zależy od tego w jakim domu się wychowaliśmy. Drodzy rodzice, chciałabym abyście wiedzieli, że dziecko bardzo was potrzebuje, waszej uwagi, zaangażowania, miłości. Widzę jak moi znajomi, którzy tego nie mieli, żyją. Żyją jak tratwa dryfująca po morzu nieszczęścia. Najlepszym dla nich ratunkiem byłoby gdyby rekiny ich uśmierciły. Nie mają niczego, do czego mogli by dążyć. Z niczym nie wiążą nadziei, z niczego nie czerpią przyjemności i tu mówię dosłownie. Gdy zapytałam mojego kolegę, czy miłość istnieje, odpowiedział:
"nie można mówić, że coś nie istnieje tylko dlatego, że się tego nie doświadczyło". 
To było jedyne niepesymistyczne zdanie jakie usłyszałam z jego ust. Ciągle powtarzał, że po prostu ujrzał jaki świat jest naprawdę. Ja jednak uważam, że
Świat jest kolorowy, tylko niektórzy są daltonistami.
 Ale daltonizm można wyleczyć, a przynajmniej ograniczyć. Twoimi pigułkami są małe wydarzonka, czy ludzie, którzy sprawiają, że choć przez chwilę się uśmiechniesz lub zaczniesz wiązać z czymś nadzieje. Chociażby z tym, że w lodówce może jednak jest jogurt.
-Gdybyś znalazł dziewczynę, która by się starała i to ona zakochała się w tobie, potrafiłbyś ją pokochać?
-Pokochać nie.
-Dlatego, bo nie chciałbyś kochać, czy dlatego, że byś nie umiał?
-Pewnie, bo bym nie umiał.
-Nie można mówić, że się czegoś nie umie tylko dlatego, że nigdy się tego nie próbowało... Po co ci w takim razie taka dziewczyna?
-Po to, żebym jej potrzebował, żeby była częścią mojego świata.
-Czy zatem, jeśli coś jest częścią twojego świata, nie oznacza to, że to kochasz?
Każda chwila spędzona z nim, sprawia, że chciałabym mu pomóc, chciałabym by dopłynął swoją dryfującą tratwą na ląd. Tak bardzo cieszyłabym się, gdyby odnalazł choć jedną rzecz lub osobę, która dawałaby mu wiarę. By znalazł coś do czego by dążył. Czym jest życie, gdy nie ma się celów?
-W zasadzie nie robi ci to różnicy, czy właśnie za chwile nie umrzesz. I tak na nic nie czekasz, nie wiążesz żadnej nadziei z przyszłością. Byłbyś w stanie odebrać sobie życie?
-Wiem, że niektórzy nie chcieliby, żebym to zrobił.
-Nie pytam o ludzi, pytam o ciebie.
-Nie, bo nie chcę zranić tych ludzi. [...] Co raz częściej zastanawiam się jakby inni zareagowali na to, że mnie już nie ma.
-Wszyscy się nad tym zastanawiamy. Ja zareagowałabym źle. Mimo tego, że znamy się niedługo, jesteś w jakimś stopniu częścią mojego świata, a ja każdą część mojego świata kocham i żadnej nie chcę stracić. Mam wiele wspaniałych wspomnień związanych z tobą i wtedy zostałyby mi tylko one, a ja chciałabym budować nowe.
Chciałabym kiedyś zobaczyć go, cieszącego się życiem.
Idźcie brać leki na daltonizm.
All the best, Lexi.




czwartek, 10 maja 2012

Rozczarowania kształcą osobowość.



Ludzie mnie wychowali.
Ile to już razy zawiodłam się na najbliższych mi osobach. Jak często moja potencjalna najlepsza przyjaciółka odwoływała spotkanie lub nie miała na mnie czasu.
Kiedy byłyśmy umówione załóżmy na 13:00 i była 12:55, ja stałam już w drzwiach, chcąc wychodzić, mój telefon zadzwonił i usłyszałam:" jednak nie dam rady". Początkowo przeżywałam to bardzo. Byłam okropnie zawiedziona i rozczarowana. Ale po około którymś setnym z kolei powtórzeniu takiej sytuacji, nauczyłam się nie przejmować.
Nauczyłam się również żyć bez przyjaciół. To znaczy zawsze miałam jakieś tam osoby, które deklarowały się, że mogę im zaufać, lecz wiadome było, że w rzeczywistości tak nie jest.
Zajęłam się sobą. Nabrałam dodatkowych zajęć, tak, że wracałam do domu o godzinie 21:00. Byłam wtedy usatysfakcjonowana z życia i czułam, że nie jestem bezczynna. Gdy tylko zdarzał się dzień, gdy musiałam siedzieć w domu, wpadałam w doła.
I właściwie do tej pory nie wiem czy nie miałam przyjaciół przez to, że miałam tyle zajęć, czy miałam tyle zajęć, bo nie miałam przyjaciół.
Teraz większość problemów ukrywam w sobie i nie wiem czy dlatego, bo nie mam komu powiedzieć, czy dlatego, że nauczyłam się nie mówić.
Znam osoby, które lubią robić sensacje ze swoich problemów. Lubią tym uzyskiwać współczucie i zainteresowanie. Jedna z moich koleżanek tak robiła, dopóki ja nie nauczyłam się przestać reagować na jej okrzyki złości i nie brnąć dalej w temat. Gdy jednak pytałam się, z chęcią pomocy, co się stało, ta zaczęła wyżywać się na mnie. Kiedy mówiłam jej, żeby się tak nie denerwowała, zaczynała wrzeszczeć, że BĘDZIE! I taki to był mój los.
Dziś wiem, że nie łatwo jest mnie rozczarować. Od razu nie robię sobie wielkich nadziei, a do uzyskiwania nie takich efektów jakich chciałam, jestem przyzwyczajona. Jedyną osobą, której daję wysokie wymagania-jestem ja sama. A jedyne rozczarowanie mogę przeżyć jeśli to ja nie osiągnę już dawno wyznaczonego przeze mnie celu.
I dlatego cenie sobie ludzi, którzy nie tak jak inni chodzą do klubów, "zajarać", "uchlać się", "na domówki", tylko za wszelką cenę brną do tego co chcą osiągnąć. Oczywiście nie mówię, że chodzenie na w/w jest karygodne, gdyż w tym świetle sama święta nie jestem ;)
Po za tym cieszę się, że coraz więcej osób czyta mój blog. Chciałabym osiągnąć taki efekt, że komentarze i wejścia będą spowodowane ciekawością i uznaniem, a nie chęcią rewanżu (abym ja również skomentowała ich post, czego w żaden sposób nikomu nie bronię).
Strasznie was pozdrawiam i życzę realizacji siebie, Lexi.

środa, 9 maja 2012

Smak dzieciństwa


I znów mam nastrój do wspomnień. Co prawda teraz przypomniał mi się mój ukochany smakołyk z dzieciństwa.
Na pobliskim bazarku było stoisko z ciasteczkami, które kochałam. Niestety po jakimś czasie pani, którą do dziś dobrze pamiętam, postanowiła zamknąć ten interes. Możliwe, że się przeniosła.
 Przez długi czas musiałam żyć bez mojego ukochanego smaku. Co prawda moja mama była chyba szczęśliwa z tego powodu, jej portfel trochę mógł odpocząć, gdyż razem z bratem mogliśmy jeść te ciasteczka w ogromnych ilościach.
Pewnego dnia szłam podziemiami Warszawy razem z mamą i poczułam dobrze znany mi zapach. Moje oczy aż lśniły ze szczęścia. Niestety moja mama nie podzielała mojego entuzjazmu, lecz zdążyłam zapamiętać nazwę. Okazało się, że jest to sieciówka Fornetti.
Innym razem byłam na zakupach z mamą na marywilskiej 44, nie lubię tam bywać, ale nie miałam wyboru. I znów poczułam ten magiczny zapach. Tym razem nie dałam za wygraną! Kupiłam jagodowe ciasteczka, które tak bardzo kocham. Według mnie ich cena mieści się w rozsądnej skali.
Kiedy postanowiliśmy przemalować pokój mojego brata, pojechaliśmy do Prakitera na Targówku, gdzie znów odezwało się, z tego samego powodu, moje dzikie oblicze.
Z kolei śledząc stronę http://fornetti.pl/ dowiedziałam się, że w sklepach Kaufland można znaleźć ciasteczka te do przyrządzenia w domu-wystarczy wstawić do piekarnika i gotowe. Jednak okazało się, że ich smak różni się odrobinę od kupionych w tzw. "minipiekarniach", nadal są pyszne, lecz bardziej polecam te pierwsze.
Mój ulubiony smak to oczywiście słodkie ciasteczka jagodowe, lecz sklepy mają do zaoferowania przeróżne smakołyki, także na słono. Bardzo smaczne, które jadłam są również o smaku kiwi.
Na w/w stronie macie podane, gdzie możecie znaleźć punkty sprzedaży. Naprawdę polecam!
Oto kilka zdjęć, ciasteczek tych o smaku jagodowym do zrobienia w domu:



Buziaki, Lexi.

poniedziałek, 7 maja 2012

Wspomnienia.



Szara, zwykła codzienność. Spędzam kolejne nudne godziny sama, bez możliwości opowiedzenia komuś moich myśli, problemów czy rozważań.
Już niedługo zmieniam otoczenie. Mam nadziję, że wpłynie to na mnie korzystnie. Choć nie powiem, że nie mam obaw. Boję się rozczarowania.  Rzeczywistość może zawieść moje oczekiwania. Niestety często tak bywa. Ile już razy życie pozbawiło was nadzieii?
Ale czy nie lepiej jest po prostu o tym nie myśleć?
Zapewne nie jestem sama w pragnieniu cofnięcia czasu. Chciałabym potrafić żyć tak beztrosko jak dziecko. Dzieciństwo wspominam jako wspaniały okres mojego życia. Pamiętam jak potrafiłam bawić się na podwórku całymi dniami. Wychodziłam z kolegami grać w piłkę. Nienawidziłam ich niesprawiedliwości w wybieraniu drużyny-jestem dziewczyną, a przecież "dziewczyny nie umieją grać w piłkę". Tak, to były problemy na skalę światową. Uwielbiam tak powspominać tamte czasy: zabawa w "dom", granie w "drewniaka" lub w "ślepca", skakanie przez gumę, radość z huśtania się na stojąco, wchodzenie na drzewa. Byłam malutką, uśmiechniętą  dziewczynką, choć charakter miałam okropny. Rządziłam wszystkimi naokoło. Nie obchodziło mnie niczyje zdanie-moje było najważniejsze. Przez to miałam problemy z posiadaniem przyjaciół. Widzę po sobie jak czasami zmieniam się w tamtą mnie, chociaż jestem teraz zdecydowanie inna. Niestety dla innych, szczęśliwie dla mnie, mój upór nadal mi został, choć może częściej jest to po prostu zawziętość w dążeniu do celu.
Teraz wyglądając za okno, widzę pusty plac. Mój stary, ukochany placyk zabaw został zniszczony parę lat temu. Pewnego dnia byłam z psem na spacerze i zobaczyłam mężczyznę zabierającego ławki, huśtawki i te całe drewniane konstrukcję. Zapytałam go czemu plac zabaw jest usuwany. Odpowiedział: "pani z pierwszego piętra narzeka na hałas". Dziś już nic nie słychać, nie słychać radości dzieci. Co prawda postawili nam jakiś "nowy" placyk, ale ma on około 5x5m.Nikt go nie używa... Nie ma w nim tego, co było w starym. Właściwie to nie ma w nim niczego.
Nasze boisko zrobiło się samo. Grając na trawie wydeptaliśmy pole. Wkrótce postawili nam "bramki". Właściwie to były to tylko kwadraty bez podstaw z jakiś dziwnych słupków, ale jak one cieszyły.
Teraz trawa w tym miejscu znów cieszy się pełnią życia, choć wcześniej była tam tak bardzo niechciana, a słupki stoją nieużywane od lat. Chyba byłam ostatnim pokoleniem, które umiało się bawić.
Pozdrawiam, Lexi.






niedziela, 6 maja 2012

Uwaga promocja!





Uwaga, jeśli szukacie fajnych staników polecam wyprzedaże w Marks&Spencer. Ja kupiłam jeden i jestem bardzo zadowolona, a kosztował jedyne 12,99zł! Szybko pędźcie, bo wiele nie zostanie!
Powodzenia, Lexi

sobota, 5 maja 2012

Language or/ czy język?

612095-9-1308500172492_large.jpg




Polski:
Widzę, że mam również odbiorców ze Stanów Zjednoczonych. Powinnam pisać również w języku angielskim? Boję się, że będę robiła jakieś błędy językowe :(, choć mój angielski nie jest taki zły.
Buźki, Lexi

English:
I see that I have recipients from USA. Should I write in English too? I'm afraid of make mistakes :(, but my English is not bad, I think so.
Xoxo, Lexi
314984_141436862622405_140990712667020_195835_967037213_n.jpg
tumblr_llejai2WHs1qbjwh2o1_500_large.jpg


piątek, 4 maja 2012

Good morning

Dzisiaj słoneczko chyba trochę zaspało. Ale zachwyciłam się barwami nieba. Przenikający błękit w róż- coś wspaniałego. Zastanawiam się kiedy to będzie hitem mody, czy nikt nie dostrze piękna natury? 'Ombre sky'. Za oknem słyszę sowie utwory mimo tego, że mieszkam w stolicy. Leżąc jeszcze w łóżku, rozkoszuję się muzyką ptaków. Któżby przypuszczał, że warszawski świt jest rzeczywiscie tak piękny.
Miłego dnia, Lexi.







czwartek, 3 maja 2012

Farby do ubrań



obrazek
Zapewne nieraz przeglądaliście ubrania w sklepach ale coś wam nie pasowało. Tu kolory nie te, tu napis nie pasuje. A myśleliście kiedyś, żeby zrobić ubranie samemu? To chyba coś co pozwala pokazać siebie, swoje gusta i  upodobania. Tej jesieni bardzo popularny stał się motyw galaxy, lecz takie rzeczy są i były bardzo drogie. Wtedy postanowiłam kupić sobie farby do ubrań i wykonać legginsy galaxy sama. Myślałam, że znajdę takie farby w empiku, lecz zastałam tam tylko jedną granatową w małym pojemniczku. Szukając dalej w internecie wpadłam na sklep internetowy  profil.sklep.pl. Niestety moje środki są chwilowo zamrożone, lecz mam nadzieję, że wkrótce się zaopatrzę w niektóre z tych farb. Myślałam o fuksji, granatowej kryjącej, białej, czarnej z aplikatorem i żółtej fluorescencyjnej z atomizerem. Dam wam znać jak już je kupię i coś stworzę. A jeśli wy macie już z tym doświadczenie, koniecznie podzielcie się wnioskami.

Buziaki, Lexi.


środa, 2 maja 2012

First time


Zawsze chciałam mieć typowy 'fashion blog', ale oglądając takie, które zdobyły uznanie stwierdziłam, że do tego trzeba być bogatym, mylę się?  Spójrzmy prawdzie w oczy, modne ubrania kosztują. Do tego doliczmy oczywiście profesjonalny aparat, bo czymże robić zdjęcia, no przecież nie cyfrówką! Tak, więc moje marzenia legły w gruzach. Lecz zaczęłam się zastanawiać głębiej i myśleć w inny sposób. A co jakby zrobić bloga o tanich ciuchach, o dobrych second-handach i o sprytnych trikach, aby uzyskać dobry efekt. Może nie dotrę przez to do elitarnych osobowości, ale uda mi się dotrzeć do osób takich jak ja-zwykłych, lecz nie do końca. Oczywiście to nie jest tak, że nie stać mnie na ubrania z normalnych sieciówek, takie też kupuję. Lubię po prostu nie wydawać dużo.
Zapewne znajdziecie tu też wstawki o moich ulubionych przepisach kulinarnych, gdyż piec i gotować również uwielbiać, a może także coś o moich rozmyślaniach i gustach.
Pozdrawiam Lexi.


Koniecznie posłuchajcie: